„Zniewolony. 12 Years a Slave” – historia przetrwania

Na film „Zniewolony” wielu widzów (zwłaszcza płci damskiej) z pewnością wybierze się z powodu obecności Brada Pitta, który nie tylko jest producentem filmu ale odgrywa również jedną z ról. Jednak muszę zawieść wszystkie fanki Brada, ponieważ tym razem to nie on odgrywa pierwsze skrzypce. Zaledwie przez kilka scen możemy podziwiać jego amerykańską angielszczyznę, którą mieliśmy okazję już usłyszeć w „Bękartach wojny”. Natomiast w rolę głównego bohatera wcielił się Chiwetel Ejiofor, którego możemy kojarzyć m.in. z filmami: „2012”, „Mów do mnie”, American Gangster”. 

 

Wyreżyserowania „Zniewolonego” podjął się Steve McQueen i tak jak w poprzednich jego filmach („Głód”, „Wstyd”) nie mogło zabraknąć Michaela Fassebendera, który odegrał jedną z głównych ról. Tym razem Fassebender wcielił się w rolę despotycznego i  sadystycznego właściciela plantacji bawełny. Nie ujmując całej reszcie wybitnych aktorów, którzy znaleźli się na planie „Zniewolonego”, moim zdaniem Michael Fassebender swoją charyzmatyczną grą przyćmił ich wszystkich i stworzył najbarwniejszą postać filmu. Gdybym miała taką moc, już teraz wręczyłabym mu za to Oskara.

 

Do obejrzenia „Zniewolonego” z pewnością zachęca również muzyczna oprawa w wykonaniu  Hansa Zimmera. I tym razem Zimmer mnie nie zawiódł i muzycznie sterował moimi emocjami. Mimo wszystko odniosłam wrażenie, że było go zbyt mało. Produkcje  Steve’a McQueen’a charakteryzują się długimi scenami, bez podkładu muzycznego, który jest w pewnym stopniu dawkowany. W ten sposób budowane jest napięcie – bardzo skutecznie.

 

Przejdę zatem do fabuły. Jest rok 1841, już w pierwszej scenie reżyser rzuca nas do brutalnego świata, w którym znalazł się główny bohater – Solomon Northop. Skąd się tam wziął? Jaka jest jego historia? Widzimy grupę czarnoskórych niewolników, którzy posłusznie wykonują polecenia na polu trzcinowym. W następnych scenach reżyser odkrywa kolejne karty i stopniowo za pomocą retrospekcji poznajemy smutną historię głównego bohatera, a czym bardziej się w nią wgłębiamy, tym bardziej nas ona przeraża. Dowiadujemy się, że Solomin Northop jest wykształconym i wybitnym skrzypkiem, który urodził się jako wolny człowiek i mieszkał w Nowy Yorku razem z piękną żoną i dwojgiem dzieci. Jego życie zmienia się o 180 stopni, gdy zwiedziony pokusą łatwego zarobku, zostaje oszukany przez swoich wspólników i sprzedany do niewoli. Początkowo obserwujemy jego chęć walki i bunt. Solomon mimo wszystko chce zachować w tej walce resztki swojego człowieczeństwa (tutaj warto przetoczyć jeden z najlepszych cytatów filmu: „I don’t wanna survive, I wanna live”). Następnie przychodzi bezsilność, główny bohater z czasem się poddaje i przestaje protestować. Chiwetel Ejiofor znakomicie odegrał zmiany jakie nastąpiły w tej postaci na przestrzeni kilkunastu lat. W jednej z końcowych scen możemy zauważyć ból, rozpacz, tęsknotę i nadzieję w oczach głównego bohatera. Jest to scena charakterystyczna dla filmów McQueena, bez dialogów i podkładu muzycznego.

 

Warto podkreślić, iż „Zniewolony” jest ekranizacją książki pt. „12 Years a Slave” opartej na prawdziwych przeżyciach Solomona Northopa – imię i nazwisko w filmie nie uległo zmianie. Autorem publikacji jest sam Northop.

 

Wnioski? Po obejrzeniu filmu zdecydowanie sięgam po książkę.

 

Autor: Marta Biegańska

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz