Zrób mi kanapki z „Hardkor Disko”

O filmie „Hardkor Disko” zrobiło się głośno m.in. dzięki fenomenalnej Dorocie Masłowskiej, która jako MISTER D. promowała film piosenką „Haj$”. Co ważne, teledysk do tego utworu, jak również do „Chleba” – kolejnej piosenki Masłowskiej – wyreżyserował Krzysztof Skonieczny, autor „Hardkor Disko”. Już te dwa obrazy ujawniają niesamowitą wyobraźnię reżysera, czerpiącego z popkultury pełnymi garściami. Szkoda, że tego potencjału nie do końca widać w jego debiucie fabularnym.

 

Głównym bohaterem filmu jest Marcin (Marcin Kowalczyk), ale równie dobrze jego postać mogłaby się nazywać: Bezimienny, Tajemniczy czy nawet... Mściciel. Niczym Clint Eastwood w „Za garść dolarów” przychodzi do miasta i „robi zamieszanie”. Nie wiemy, skąd i dokąd zmierza, jakie są jego cele i plany. Co więcej, on chyba sam tego nie wie, ale niespecjalnie mu to przeszkadza. Marcin nie jest postacią z krwi i kości, jest raczej alegorią młodych, niespełnionych ludzi, którzy nie mogą znaleźć swego miejsca w świecie. Tak naprawdę, kim jest bohater, nie dowiemy się do samego końca, choć można wskazać kilka tropów. Jeden z nich prowadzi nas ku pewnej warszawskiej rodzinie, którą odwiedza Marcin Czy jest z nią jakoś powiązany – przez ukryte pokrewieństwo lub wręcz przeciwnie – przez dawne zatarczki? Czy może wybór rodziny wcale nie ma tu znaczenia, a wszystkie zachowania postaci mają charakter psychopatyczny? Pewne jest natomiast to, że młodzi bohaterowie – a więc Marcin oraz Ola (debiut filmowy Jaśminy Polak, zdobywczyni nagrody specjalnej na festiwalu Dwa Teatry 2013 za udział we wspaniałym spektaklu „Moralność pani Dulskiej”) – czują się opuszczeni przez dorosłych. Braku poczucia bezpieczeństwa nie potrafią sobie zrekompensować, a więc błądzą po świecie, wolny czas spędzając na „hardkorowych” imprezach.

 

Gdyby potraktować film jako uniwersalną, symboliczną opowieść, bez jednoznacznego przekazu, o wielu możliwościach interpretacji – wydaje się debiutem bardzo udanym. Gorzej, że Skonieczny poza samym obrazem (czyli na stronie internetowej czy w piosence „Niesiemy dla wam bombę” donGURALesko) próbuje nas przekonać, że tak naprawdę celem filmu jest „rozwalenie systemu”. Marcin nie ma być dla nas postacią niejednoznaczną i niebezpieczną – powinniśmy mu kibicować i rozumieć jego poczynania. Okazuje się, że szczęśliwa rodzina tak naprawdę powinna być naszym wrogiem, bo... No właśnie, dlaczego? Bo im się powodzi? Czy dlatego, że ojciec musiał skonfrontować swoje idealistyczne marzenia z brutalną rzeczywistością? A może dlatego, że rodzice dają za dzieciom za dużo swobody? Nie trzyma to się kupy i nie jestem przekonana, czy Skonieczny wiedział, dokąd zmierza.

 

Niemniej jednak w filmie widać ambitne zamierzenia autora i jego inspiracje Jimem Jarmushem (zresztą plakat „Inaczej niż w raju” wisi na ścianie w mieszkaniu Oli i jej rodziców). Z drugiej strony reżyser chyba zapomniał, że Jarmusch nie dokonuje w swych filmach miażdżącej krytyki społeczeństwa i nie decyduje się na epickie rozwiązania problemu. W jego obrazach bohaterowie stłamszeni są nie przez innych, ale przez samych siebie – jednostajne zachowania i brak refleksyjności. O ich życiu decyduje los i różne zdarzenia, którym się poddają; Marcin u Skoniecznego jest ich odwrotnością – nie chce zdawać się na innych, ale swoimi działaniami sam napędza rzeczywistość.

 

Długie, monotonne, nastrojowe sceny poprzeplatane są rozmowami „o niczym”, jakby bez scenariusza (brzmią świetnie w wykonaniu Janusza Chabiora i Agnieszki Wosińskiej) i migawkami z nocnego życia, o bardzo szybkim, teledyskowym tempie (niczym z perełki Skoniecznego – teledysku do „DeftoJamala). Co jakiś czas pojawiają się też oniryczne wizje, które nawiązują do ogólnej tematyki, a częściowo też antycypują przyszłe wydarzenia. Dzięki temu różnorodnemu tempu świetnie się ten film ogląda, a również pod względem technicznym nie ustępuje on wysokobudżetowym produkcjom.

 

Mogę śmiało stwierdzić, że Krzysztof Skonieczny ma w sobie predyspozycje, żeby zostać Autorem w prawdziwym znaczeniu tego słowa, szczególnie, że wyczuwa się u niego znajomość różnych filmowych konwencji i dzieł (choćby kultowego „Funny GamesMichaela Hanekego czy nawet „Krótkiego filmu o zabijaniuKieślowskiego). Musiałby tylko zmienić akcenty w filmie – z przewidywanego „portretu pokolenia” i „niemożliwej do spełnienia miłości” (cytaty z oficjalnego przesłania reżysera) na wielowymiarową opowieść o kondycji, miejscu i poszukiwaniach człowieka we współczesnym świecie. Ale i tak jest nieźle – „Hardkor Disko” to zdecydowanie jedna z najciekawszych polskich propozycji ostatniego czasu.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA.

 

Autor: Emilia Lange - Borodzicz

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz