„Żyć nie umierać” – umrzeć niekochanym

Co chciał pokazać widzom reżyser filmu Maciej Migas? ,,Żyć, nie umierać” nie jest tylko historią o umieraniu, o znikaniu człowieka, którego rak pożera od środka. Choć to wszystko oczywiście w tym filmie jest. Ważniejsze jednak są tutaj relacje międzyludzkie, a dokładniej ich brak. Tragedia nieobecności. Pusty dom. Do drzwi puka tylko śmierć. I obok tego specyficzny dystans, humor chorego, umiejętność walki.

 

Tylko czegoś ciągle w tym filmie za mało, za dużo, tylko coś ciągle jest nie tak.

 

Już sam plakat i krzyczący na nim tekst reklamowy jest  dostatecznie banalny. ,,Piękne są tylko chwile”. I właśnie chyba banalności i nudy, przedłużonych bez głębszego sensu scen jest tu zbyt wiele.

 

Bartosz Kolano (Tomasz Kot) wychodzi z alkoholizmu. Alkoholizm jako strzelenie sobie w kolano? My znamy tylko tego ciemnego czasu konsekwencje. Bartosz po diagnozie (rak - ,,skurwysyn”) dzwoni do żony i słyszy czułe: ,,Spierdalaj”, córka natomiast nie odbiera wcale, nie odpowiada na wiadomości, a informacja o raku nie jest w stanie uruchomić w niej uczucia troski wobec ojca, który, jak sądzi, zniszczył jej życie. My znamy za to innego Pana: miłego, zdystansowanego, człowieka-orkiestrę, który na co dzień pracuje przy pomocy uśmiechu i pozytywnej energii, a w domu całuje zdjęcia i wylewa łzę. To tamten sam mąż i ojciec  tylko bez alkoholu we krwi. Teraz, gdy wokół nie ma nikogo,  obecność i ciepło będzie próbować kupić.

 

Mądry post factum.. Nierozumienie własnego problemu, gdy chory spogląda z wnętrza alkoholowego kłopotu, trafnie obrazuje jedna scena. Gdy oto nasz filmowy bohater moralizatorsko rozmawia o piciu z chłopakiem swojej córki, który zwymiotował wcześniej na jego auto. Chłopak jest Węgrem i nie rozumie po polsku, Kolano tłumaczy po polsku, nie znając węgierskiego.

 

Reżyser chciał chyba złapać jakiś balans, punkt pomiędzy tragedią choroby, wychodzeniem z alkoholizmu, samotnością i dystansem. Film jest OK, można zobaczyć. Szczególnie dla Tomasza Kota, który (jak wszyscy zauważają) jest znów naprawdę dobry. Szczególnie, gdy gra ciałem umieranie. Kiedy jego oczy zachodzą mgłą, stają się coraz bardziej nieobecne, rozpływają się pomiędzy byciem i niebyciem.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS TCZEW.

 

Autor: Paulina Urbańczyk